Właśnie skończyłem oglądać ostatni sezon House of Cards i co? No właśnie w zasadzie nic. Odcinek kończy się tak, jak gdyby twórcy planowali kolejny sezon. Nie ma tu spektakularnego finału, nic ekscytującego. Kompletnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Czuję się srogo rozczarowany.
Najgorszy finał wszech czasów. Początek szóstego odcinka mnie bardzo zainteresował (ten moment kiedy Doug popatrzył się na nas <3). Już myślałem, że zabije Claire i zajmie jej miejsce (nie wiem w jaki sposób, ale z tego mógłby być dobry spin-off, o którym kiedyś było info, że ma powstać). Wciąż jestem zdania, że bez Kevina Spacey'ego, ten sezon nie mógł być dobrze zrobiony. Sama Claire mi nie przeszkadzała, ale przydałby się Frank, choćby do np. scen flashbackowych albo jego "nagrania". Ocena serialu spada o gwiazdke, no sorki :/
Mam wrażenie, że twórcy zostawili nas w połowie drogi, a nie doprowadzili do końca. Spodziewałem się, no nie wiem, że Claire umrze podczas porodu, Doug ją zabije, cokolwiek byle to zakończyć i pokazać np. nowego Prezydenta, który wchodzi do gabinetu i i uśmiecha się do nas.
Mógłbyś mi napisać streszczenie ostatniego sezonu, bo postanowiłem nie tracić czasu ale z chęcią się dowiem jak uśmiercili Franka i co było potem. Dziękuję.
Nie zależało mu na Claire. On po prostu był tak przywiązany do Franka, że nie chciał mu pozwolić zniszczyć jego dziedzictwa. Gdyby zabił Claire, ludzie dowiedzieliby się i zostałby uznany za kogoś okropnego, a to było jego najgorszym koszmarem, więc pozbawiając go życia chciał ocalić jego imię. I ten pomysł i w ogóle wątek był całkiem niezły. Reszta tak średnio.
Zabil Franka, bo Netlix wywalil Kevina Spacey z powodu rzekomych przewinien na tle seksualnym, ktore nota bene okazaly sie bezpodstawne. Kevin Spacey wygral proces, ale jego kariera zostala przez jakichs wyrachowanych gnojow zniszczona! W dzisiejszym chorym (medio-spolecznosciowym) swiecie kazdego mozna zniszczyc jednym bezpodstawnym oskarzeniem, media podlapia i bez sprawdzenia wiarygodnosci cytuja jedne za drugim. Ludzie nie majac pojecia, rowniez bez zastanowienia tweetuja, linkuja i sprawa zalatwiona. Prawdziwych dziennikarzy ktorzy zglebiaja temat juz nie ma, same marionetki...
W czołówce ostatniego odcinka jest Easter egg. Pomnik Claire w ciąży. To sugerowało, że mogla zostać zamordowana w stanie błogosławionym. Także jakiś twist fabularny jednak był... :)
Też mnie to ciekawi - raz, że nawet zanim odmówiła Frankowi ułaskawienia od dłuższej chwili ze sobą nie sypiali, więc tym bardziej mało prawdopodobne wydaje się, że kiedy był tak wściekły że postanowił ją zabić akurat ich naszło na amory, a dwa - przecież ona w pierwszym sezonie przeszła menopauzę...
To jedyna opcja, tyle że nic w fabule nie sugerowało, że Frank i Claire nagle mieliby zapałać taką chęcią do posiadania potomstwa.
Szczerze to ten sezon był taki, że ja się zastanawiałam, czy nie mam omamów, gdy to widziałam :)
A to fakt, aż nie do wiary że mogli go tak spartolić :/ Brak Kevina to cios, ale wciąż można było to fabularnie jakoś z sensem pociągnąć (albo po prostu nie robić kolejnego sezonu, zakończenie piątego było niezłe).
CO?! Czyli dobrze zrobiłem,że nie oglądałem.. A jak czytam komentarze tutaj to nie wierzę,co oni nawyprawiali. :-/
Sama idea nazwy serialu nie zostaje ostatecznie wykorzystana ? Bo co ma do siebie domek z kart ?? To że buduje sie go szybko ale jak runie to cały a karty się rozlecą we wszystkie strony. Także możliwość oglądania upadku Franka została nam odebrana A Calire widze nawet nie spróbowali pójść w tym kierunku. Szkoda tylko że nie zmienili nazwy między czasie na Domek z Betonu wtedy by pasowało.
Wraz z przedwczesnym uśmierceniem Franka, zmieniło się wszystko. Wliczając w to pomysł na ten serial i jego fabułę. Podejrzewam, że pierwotnym pomysłem było właśnie gwałtowne rozsypanie się tych wszystkich kart. Jak wiadomo, tak się jednak nie stało. W finałowym odcinku jest taka jedna ciekawa scena. Wyróżnia się znacznie na tle innych. Umierający Bill Shepherd studiuje reprodukcje malarskie i zwraca uwagę widzów na motyw rozsypujących się kart: "Children watching, waiting for the cards to fall" I teraz można to zinterpretować na kilka sposobów :-)
Niemniej jednak końcówka rzeczywiście jest rozczarowująca. Szkoda, bo trzon tego sezonu uważam za bardzo udany. Trzeba przyznać, że swoją powtarzalnością serial stracił wiele jeszcze za czasu Kevina Spacey. Bieg rzeczywistych wydarzeń wymusił ostatecznie gwałtowne zmiany w scenariuszu na ostatniej prostej. Zmiany, które osobiście przyjąłem z dużym entuzjazmem. Szkoda, że nie wcześniej i szkoda, że nie z Kevinem.
Gdyby nie afera, myślę, że oglądalibyśmy jeszcze więcej tracenia gruntu pod nogami Franka - i byłby to sezon jego ostatecznego upadku, kiedy zdesperowany idzie zamordować Claire, a wtedy Doug staje mu na drodze, aby uratować jego własne dzieło.
Myślę, że to, co zadziało się niby przed 6. sezonem, tak naprawdę miało być jego finałem. Największe tarcia miały być oczywiście między wpływami politycznymi Claire, a Franka i finałem miała być ich konfrontacja przerwana przez Douga, który jak najwierniejszy pies - chciał uratować pana przed samym sobą.
Myślę, że byłby to całkiem soczysty sezon, pewnie nieco głupkowaty, ale soczysty. A tak to jest, jak jest. Czy żałuję? Niekoniecznie, i tak już od dłuższego czasu ten serial nie grzeszył poziomem. A przez brak Spacey'ego, szybciej się skończył. W pamięci i tak zostaną te pierwsze sezony, które tak dobrze pokazywały namiętność władzy.
Poszli strasznie na skróty z tą chęcią zamordowania Claire przez Franka, w sumie odwołuje się to tylko i wyłącznie do jego ostatnich słów z finału poprzedniego sezonu, że zabije Claire, jeśli ta go nie ułaskawi. Sądzę, że główny pomysł na finałowy sezon nie odbiegał aż tak znacząco od tego ostatecznie zaprezentowanego, czyli Frank chciał w sojuszu z Shepardami sterować żoną z sektora prywatnego, a ona miała się przeciwko temu zbuntować i doszłoby do ostatecznej konfrontacji Franka z Claire, a że zwolnili Spaceya, to wyszło, jak wyszło. Zakończenie jest jednak beznadziejnie, a uczynienie sprawcą Douga i to jeszcze z takimi motywacjami to czysta autoparodia, o ciąży i mordowaniu politycznych przeciwników już nie wspominając.
Moim zdaniem szkoda, że serial po prostu nie skończył się o sezon wcześniej. Szkoda, że twórcy na siłę postanowili ciągnąć to dalej, chociaż bez Franka serial w zasadzie nie miał racji bytu (to co się fabularnie dzieje na końcu, łącznie z tym mordowaniem na prawo i lewo to już była naprawdę parodia). Tym bardziej, że zakończenie piątego sezonu było niezłe, naprawdę nie potrzeba było kontynuacji.
Też miałem wrażenie jakby serial nagle się urywał, ostatnia scena mocna, ale brakowało rozwinięcia wątków związanych z Sheperdami czy Skorsky. To nie był zły sezon. Wiadome było, że bez Franka serial straci na jakości. Mam uczucie niedosytu, że Claire nie spotkała kara za swoje liczne grzechy.
Emocjonalnie to nawet się trzyma kupy (oprócz Douga) ale te wydarzenia są rodem ze średniowiecznego dworu, a nie z Białego Domu naszpikowanego agentami Secret Service. Cały czas trupy bez żadnej finezji. Tak to nie działa w XXI wieku.
W ostatniej scenie Claire w Gabinecie Owalnym własnoręcznie zabija Douga nożem do papieru ofiarowanym przez Franka... To jest mocno symboliczne, ale naprawdę niewiarygodne. I kiczowate. Ona go dusi, a potem trzyma w obrazku Piety. A może raczej Anty-Piety.
Ogólnie finał nie wypełnia obietnicy zawartej w tytule - Domek z kart się nie rozpada. Nie ma Kevina i nie dało się. Ostateczne przesłanie jest inne - Rządzi zbrodnia i ma swój pomnik.
Zdecydowałem się obejrzeć ten sezon tylko po to, aby ujrzeć upadek Claire. Ta postać mnie tak irytowała, oraz to, że wszystko jej uchodziło na sucho. Jej śmierć, najlepiej przez samobójstwo, byłaby czymś spektakularnym, godnym zakończeniem serialu, niczym w Makbecie. No i w końcu nadeszła ta chwila, Doug i Claire w gabinecie. Doug, wkurzony rzuca się na biurko, obok jego ręki widzę nóż, myślę sobie: "Wreszcie nadszedł ten moment, tyle czekania, w końcu dosięgnie ją zasłużona kara". Doug chwyta za nóż, ja oczami wyobraźni widzę jak wbija go jej w gardło, tryskającą krew. Tymczasem on rzuca się na nią i... nie zabija jej, przeprasza. Mało tego, ona zabija jego. Kolejna zbrodnia i znów wszystko uchodzi jej na sucho. No bo chyba nikt nie wyobraża sobie, że ona poniesie jakieś konsekwencje za to morderstwo, uznają to za zabójstwo w obronie własnej. A nawet jeśli poniesie to dla mnie i tak bez znaczenia, bo ja tego nie zobaczę, domysły to za mało. Totalne rozczarowanie.
ja aż zaczęłam teraz oglądać House of Cards od początku, żeby sobie przypomnieć, dlaczego ten serial mi się podobał :D i że moja ocena nie powinna się zmienić, bo rzeczywiście to dobry serial, który - UWAGA WAŻNE - ma sens! :D bo ostatni sezon tego sensu, no po prostu w żadnym etapie, nie miał. Akcja z rodzeństwem jakaś bezsensowna, co zabawne - kawałek oglądała ze mną 10-letnia siostra, akurat w momencie jak Clair udawała depresję i ta dziennikarka w swoim programie coś mówiła na ten temat, więc pytam się siostry: "ej, jej (Clair) się to chyba śni?" a siostra "No pewnie tak, przecież normlanie by takiego programu nie puścili" :D a jak już się okazało, że Clair jest w ciąży, to myślałam, że szczerze skisnę. Mogłoby się okazać że Doug to Frank w masce, który wrócił, żeby się zemścić na Clair i wcale mnie by to nie zdziwiło, patrząc co oni tam w scenariusz powciskali :D
Serial to nie tylko scenariusz ,ktory w 6 sezonie rozczarowuje. Serial przedewszystkim odniosł sukces przez klimat ,gre aktorska i swietna realizacje według mnie to jeden z najlepiej wyrezyserowanych seriali przynajmniej tym można sie pocieszyć po finale. Mało jest seriali z dobrym zakonczeniem a to az sie prosi o kontynuacje scena z wkurzona Skorsky w samochodzie i jak ktoś pisał wyzej cos ala hasło klucz do serialu że dzieci bedą patrzeć na rozsypujace sie karty jak dla mnie jest bramka do jakiejs kontynuacji.
Ten program w tv o rzekomej depresji Clair i sposób jego prowadzenia to nic nadzwyczajnego. Polecam sprawdzić sobie - tak jako ciekawostkę - jak wygląda telewizja w USA ;) to co jest u nas to jest delikatnie mówiąc jakiś emerycki niewypał.
Można oczywiście dyskutować na temat czy ich styl jest dobry czy nie, ale na pewno robi wrażenie. Oni robią dosłownie że wszystkiego coś na wzór reality show. Wieczory wyborcze np. Kiedy podliczane są głosy, wyglądają jak zawody sportowe. Podobne emocje, pełno życia, ciągła analiza, energia. Dla nas to na pierwszy raz serio może wyglądać jak pastiz :) tylko należy pamiętać, że to trochę inna kultura jednak. I nie spodziewać się, że będą mieli tak jak my, wbrew narodowej opinii polska nie leży w centrum wszechświata.
Dołączam do grona rozczarowanych. Widać wyraźnie, że ostatni sezon miał wyglądać inaczej, a ze względu na brak Kevina twórcy musieli niemalże improwizować. Scenariusz totalnie leży, nie ma żadnego sensu. Rozwijanie wątków tylko po to, żeby je bez powodu urwać. Natłok informacji taki, że niejednokrotnie się gubiłam, bo wyglądało to tak, jakby twórcy sami miotali się, w którą stronę zwrócić naszą uwagę. Chwilowe zainteresowanie serialem odzyskałam wraz z wątkiem Cathy Durant, bo rzeczywiście był to jakiś plot twist, który mógł doprowadzić do jakiegoś sensownego finału. Niestety, teraz nie wiem, po co w ogóle przywoływali tą postać, skoro za chwilę ją zlikwidowali.
Przez chwilę liczyłam na to, że Claire będzie jeszcze lepszym Frankiem, zawsze kilka kroków przed innymi, ale w pod koniec sezonu sprawiała wrażenie bardzo niepewnej siebie i robiącej takie głupoty, że nawet jej administracja nie była w stanie tego poprzeć.
Szkoda, że HoC nie skończył się na piątym sezonie i Claire mówiącej "Moja kolej".
Ostatni sezon to całkowita porażka. Pierwsze sezony oceniłem na 9 a ostatni na 3 a finałowy odcinek na 1. Jeszcze nie widziałem tak spapranego serialu. Szkoda.
Jak dla mnie, cały szósty sezon, to jakaś dęta, naciągana historia, która nie dała rady sama się obronić...
Ostatni sezon to totalna porażka. Nic się tu kupy nie trzyma. Finał to nawet ciężko określić czym był. To był genialny serial, szczególnie pierwsze sezony. Gwoździem do trumny było odejście Franka. Claire kompletnie nie sprawdziła się w głównej roli. Nie wiem czy to jej wina czy spartolnego scenariusza. Wielka szkoda.
Finał serialu ma sens jeśli odświeży się pierwszą scenę, pierwszego odcinka, pierwszego sezonu. Polecam zobaczyć.
Tą scenę otwarcia z psem sąsiadów i przytaczanymi potem z pamiętnika słowami o dwóch rodzajach bólu? To ja nadal nie widzę sensu. Chyba że sensem całego serialu miał być koniec bólu Stampera.
Sposób w jaki owy pies został zabity przez Franka, a sposób zabicia Stamper'a przez Claire nie wydaje ci się przypadkowy?
Z tego co pamiętam Frank skręcił psu kark żeby skrócić jego cierpienia, a Claire zadźgała Douga, żeby wyeliminować ostatnią osobę, która znała jej sekrety - gdzie tu jakiekolwiek podobieństwo?
Doug jako ostatnia osoba, która zna sekrety Clair? To też się nie trzyma kupy, bo jest jeszcze agent Nathan Green, Mark Usher, przynajmniej kilku anonimowych ludzi, którzy musieli wiedzieć o poszukiwaniach i zamachu na Kathy Durant, morderca i pośrednik w zabójstwie Toma Hammerschmidta, już nie wspominając o materiałach, które na pewno zgromadził Wiktor. W ogóle cała koncepcja serialu polega na zacieraniu śladów zbrodni przez mordowanie kolejnych osób... nonsens to mało powiedziane. Początek nie był jeszcze taki zły - myślałem, że pójdą w chorobę psychiczną Douga, alkoholizm, podważając jego całą wiarygodność, a Kathy mogła po prostu nie przeżyć upadku ze schodów, albo pozostać bez świadomości - taka tykająca bomba, bo a nuż się ocknie. Wiele rzeczy można było zrobić inaczej.
Racja. Cały sezon to nieporozumienie i nawet nie chodzi mi o to, że brakuje postaci Franka. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że postanowili zrobić 'ostatni' sezon z takim niejako otwartym zakończeniem - równie dobrze poprzedni sezon mógł być ostatnim z podobnym zakończeniem, ale dobitnie sugerujący upadek Franka.
zgadzam się. Już nawet nie pamiętam, w którym momencie tak drastycznie odeszli od książki. Ostatnie minuty odcinka sugerowały, że może jednak ktoś ją sprzątnie, ale jednak nie..... Wyglądało to tak, jak zapowiedź nowego sezonu.
Ogląda człowiek ten sezon i jakoś tak coś jest inaczej... inaczej ale znośnie
i wtem się zaczyna
pokój owalny pełen kobiet - aha musieli odwalić feministyczny manifest - ciekawe co będzie dalej
i jeb masz człowieku - Clare zachodzi w ciąże... a raczej zaszła już dawno.... z kim kiedy? tego nie wiadomo ale zaszła
no gorzej być nie może..
a jednak... nagle wszyscy przeciwnicy ginął..
ok... no to teraz to już musi się rozpieprzyć...
jest Doug... ostatnia szansa na wybawienie...
i dupa Claire go zabija i serial się kończy.
Szkoda... strasznie spaszczony sezon. Równie dobrze mogli zrobić jeden odcinek w którym Francis zabija Claire po czym ginie z rąk Douga. Odbiór byłby wielokroć lepszy :/ Aktorzy robili co mogli, ale scenariusz trąci trupem :(
PS. Nie wiem kto myślał, że ciągłe przypominanie widzom o nieobecności Kevina będzie dobrym pomysłem ale zrąbał po całości. O ile jeszcze na początku motyw z "pukaniem" był nawet nawet to tak ciągłe przypominanie w dialogach było już do pożygu :(
Ostatnia scena trochę słabo odegrana głównie przez kiepski dialog ale pomysł był niezły. Ogólnie 6 sezon mi się podobał, o wiele lepszy niż 5 sezon.
Dla kogo Doug w swoim domu zostawił koordynaty zwłok Rachel Posner? Książka 2 miasta itd. Czy te wskazówki rzekomo miałyby dotrzeć do opini publicznej i udupić Panią prezydent? Taki był jego plan, żeby ona go zabiła? Ogólnie serial bardzo fajny, bez Kevina to nie było to samo ale całokształt spoko. 8.5/10