Fascynująca treść, czyli zbrodnia sprzed lat, to jedna rzecz ale forma serialu to majstersztyk! Aktorstwo "second to none", coś niesamowitego! Warto po obejrzeniu poczytać sobie na internecie o szczegółach zbrodni, żeby zobaczyć, co film nam "zrobił", i że "prawda" nigdy nie jest taka oczywista i jednowymiarowa, a przekaz medialny również bywa zniekształcony, jako że ma być przede wszystkim atrakcyjny i wzbudzać emocje.
Wątek miłosny pięknie ukazany, bardzo wiarygodny.
Mnie też kusiło by sprawdzić u wujka google - jak było "naprawde". Ale opanowałem pokusę :). Wole iść za wizją twórców i pozwolić sobie na domysły i spekulacje. Ale "obiektywna" prawda kusi, oj kusi i żałuje, że nie poczekałem z oglądaniem, aż objawią swoja wizje w pełni sezonu. :). Niemniej czuję, że ktoś mnie w cos wkreca i pokusaa rośnie.
Ja dałem sobie spokój po połowie 3 odcinka, po prostu mnie nudzi ten serial, no i cały czas widze królową Elżbietę 2 Xdd
Mnie też drażni. Uwielbiam zabawy formą, ale tu kurczę one są totalnie nieuzasadnione, za dużo i nic nie wnoszą.
SPOJLER
Jak nieuzasadnione? Dla przykładu, sceny z rozmytym obrazem, mocno naświetlonym, w czerni i bieli, mają przypominać sceny z filmów, którymi zafascynowana jest Susan. Ten zabieg ma na celu uwidocznić jak bardzo jest ona oderwana od rzeczywistości, jak bardzo poza nią żyje (o czym mówi też kilka osób w filmie). Zresztą, w kilku czarno białych ujęciach, Christopher widziany oczami Susan ukazany jest jak jej ukochany bohater filmowy-rewolwerowiec - to sugeruje kto strzelał. Sceny "podbiegnięte krwią", czyli obraz na czerwonym tle, wyrywa widza ze złudzenia oglądania komedii i uświadamia, że oglądamy tak naprawdę relację z tragedii i brutalnego, krwawego mordu. Itd.
"mają przypominać sceny z filmów".
To chyba za mało przypominają.
"Sceny "podbiegnięte krwią", czyli obraz na czerwonym tle, wyrywa widza ze złudzenia oglądania komedi i uświadamia.."
Mnie nic nie wyrywało i nic nie trzeba uświadamiać. Na siłę to wszystko.
Nie zrozumiałeś. Chodzi o niewerbalną opowieść, język obrazów, czyli zakodowane treści. Coś jak ma obrazach w malarstwie klasycznym - ten kto nie zna kodu nie zrozumie, dostrzeże może fajne kolory ale nie "odczyta" ukrytej treści.
Właśnie gdyby to był zwyczajny kryminał bez tej całej otoczki i scenami jak z kina lat 40 i późniejszych, to ten serial nie wyróżniałby się spośród wielu innych. Dla mnie to jest prosta, zwyczajna wręcz historia dwojga ludzi pokazana w dość nietypowy sposób. Oczywiście zrozumiem, że nie każdemu może się spodobać taka forma przekazu. Zawsze można sięgnąć po film dokumentalny oparty na tej historii, o ile takowy istnieje.
Myślę, że dawno nie widziałam tak pięknej opowieści o miłości. Bo to chyba o miłości jest ten serial przede wszystkim. Mama detektywa Wilkiego mówiła, że w każdym związku jest ogrodnik i ogród. Wychowywała syna sama. Bo tak rzeczywiście jest w większości związków: ktoś się troszczy, ktoś tę troskę przyjmuje, ktoś ucieka, ktoś goni, ktoś się stara, ktoś te starania lekceważy. A to jest historia ludzi, którym obojgu chciało się starać, gonić i troszczyć. Intryga kryminalna to tylko pretekst, by o tym opowiedzieć.
Zgadzam się, wątek miłosny jest tutaj pięknie ukazany!
Metaforę z ogrodem trochę inaczej zrozumiałam niż "ktoś się stara, ktoś te starania lekceważy" (może dlatego, że sama jestem "ogrodem" ;)). Ja zrozumiałam to w ten sposób, że jedna osoba w związku zwykle jest tą bardziej praktyczną i wkłada więcej takiego powszedniego wysiłku w związek. Natomiast ogród, czyli osoba mająca dar ubarwiania życia i wnoszenia w nie czegoś wyjątkowego, dzięki temu, że ogrodnik ogarnia wszystkie przyziemne rzeczy może rozkwitać i ubogacać związek i ogrodnika. Czyli, ogrodnik stratny nie jest, bo cieszy go to, co daje mu piękny ogród, ogród też docenia, bo nie będzie tak rozkwitał bez dobrego ogrodnika, a dzięki tej symbiozie związek kwitnie i żywi oboje.